top of page

Skromnie czy na pełnej? Czy format albumu ma jeszcze sens w erze singli?

  • Zdjęcie autora: Jacek Zamecki
    Jacek Zamecki
  • 2 kwi
  • 2 minut(y) czytania

nośniki audio

Pamiętasz jeszcze te czasy, kiedy kupowałeś całą płytę, bo słyszałeś jeden dobry kawałek w radiu? No i bach, 39,99 z konta, a reszta utworów to była kolekcja dźwiękowych zagadek, z czego dwie to remixy, trzy to instrumentalne, a jedna to 47-sekundowy przerywnik z odgłosami przejeżdżającego tramwaju i westchnieniem artysty. Ale brałeś jak swoje, bo to był ALBUM.


Album! Monument twórczości! Oś czasu, droga krzyżowa emocji, konceptualny rollercoaster. Jak Biblia dla fanów danej kapeli, tylko że bez przypisów i z lepszym beatem. A dziś? Dziś mamy single. I jeszcze single. I remiksy singli. I wersję unplugged singla, którego jeszcze nie słyszałeś, ale już masz go dość. Bo łatwo jest kliknąć "następne". Bo kto ma czas na 12 utworów, jak można sobie walnąć trzy razy z rzędu "najlepsze z TikToka"?


I teraz pytanie: czy w ogóle jest jeszcze sens wydawać album? Czy to nie jest jak robienie trzydaniowego obiadu dla kogoś, kto przyszedł tylko po frytkę? Czemu mam gotować koncepcyjnego steka z demi-glace i musem z buraka, skoro ludzie chcą tylko sos czosnkowy?


W erze playlist, shuffle mode i algorytmu, który zna cię lepiej niż twoja matka, płyta to akt odwagi. Albo brawury. Albo szaleństwa. Albo wszystko naraz. To jakbyś zbudował dom z cegieł, a potem zaprosił ludzi, żeby przyszli zobaczyć jeden parapet.


Z jednej strony, album to sztuka. Opowieść. Przygoda. Podróż przez głowę artysty. Z drugiej strony, to jakbyś nagrał film pełnometrażowy, wiedząc, że widzowie i tak obejrzą tylko trailer. Albo urywek trailera. A najlepiej TikToka z trailerem, przerobionego na remix, z psem w okularach przeciwsłonecznych.


Ale, ale! Jest promyk nadziei. Bo mimo wszystko, niektórzy nadal chcą wejść głębiej. Chcą się zanurzyć. Posłuchać czegoś od A do Z, nie tylko A i potem przypadkowego H. Chcą narracji, struktury, czegoś, co nie jest tylko zlepkiem bitów i hooków. Bo może w tym chaosie singlowego fast-fooda, album to nadal wykwintna kolacja. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie szukać. I mieć czas. I nie być na diecie.


Więc może odpowiedź nie brzmi "albumy nie mają sensu". Może odpowiedź brzmi: "albumy są dla tych, co chcą więcej". Dla tych, co potrafią wytrzymać bez scrollowania przez 40 minut. Dla tych, co chcą czegoś więcej niż viral. Dla tych, co słuchają muzyki, a nie tylko dźwięków do robienia naleśników na Instastory.


Podsumowując: czy album to przeżytek? Może. Czy ma sens? Jeśli nie dla wszystkich, to przynajmniej dla tych, co jeszcze potrafią usiąść, założyć słuchawki i odpłynąć. I niech ich będzie coraz więcej. Albo przynajmniej tylu, żeby się zwróciło w Spotify.


Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
bottom of page