Muzyka jest dla wytrwałych, a nie „w czepku urodzonych”
- Jacek Zamecki
- 18 mar
- 3 minut(y) czytania

Wyobraź sobie sytuację: siedzisz przy stoliku w ulubionej kawiarni, a obok Ciebie ktoś właśnie zaczyna wspaniale grać na pianinie. Myślisz sobie: „Ależ on to ma we krwi, pewnie się z tym talentem urodził”. I choć łatwo tak powiedzieć, to wyobraź sobie, że ten ktoś całe dzieciństwo zamiast grać w piłkę po szkole, spędził setki godzin na ćwiczeniach. Brzmi mniej „magicznie”, prawda? A jednak właśnie tak to w większości przypadków wygląda.
Czy ktokolwiek urodził się stolarzem?
Często słyszymy, że „talent to dar od Boga” i „albo go masz, albo nie masz”, zwłaszcza jeśli chodzi o muzykę. A co z innymi umiejętnościami? Czy ktoś rodzi się stolarzem, malarzem ściennym, kucharzem czy mechanikiem? No właśnie – nie. Owszem, może nam się czasem wydawać, że ktoś ma pewne predyspozycje, ale to wciąż tylko preludium do ciężkiej pracy. Gdy mówimy o muzyce, różnice polegają często na tym, że w rodzinach muzyków od dziecka słyszy się świadomie różne dźwięki i oswaja z instrumentami. Dziecko w takim środowisku szybciej „złapie bakcyla”, bo obcuje z muzyką na co dzień.
Wytrwałość zamiast tajemnych mocy
W muzyce – tak samo jak w przypadku tego stolarza – kluczowa jest wytrwałość w ćwiczeniach. Siedzenie godzinami przy instrumencie, powtarzanie w kółko jednego utworu, aż w końcu zabrzmi jak trzeba, to codzienność dla muzyków. Jeśli widzisz wirtuoza skrzypiec czy fortepianu, który gra z boskim wręcz wyczuciem, uwierz, że to „boskie wyczucie” było okupione latami mozolnej pracy. Żaden anioł podczas narodzin nie dotknął go smyczkiem i nie powiedział „Masz, chłopcze, mistrzowskie vibrato”.
Mit wrodzonego słuchu muzycznego
Wielu ludzi powtarza, że „albo masz słuch muzyczny, albo nie masz i koniec”. Owszem, bywają osoby, które szybciej łapią dźwięki i potrafią je powtórzyć, ale to tak naprawdę dopiero początek. Wyczucie rytmu, słyszenie harmonii i fraz muzycznych to umiejętności, które można, a nawet trzeba, ćwiczyć. Jasne, że jeśli w rodzinie od pokoleń śpiewało się w chórze i wszyscy z pokolenia na pokolenie rozwijali swoje zdolności, dzieciom jest łatwiej. Jednak nawet w rodzinie, w której królował raczej dźwięk wiertarki niż skrzypiec, można rozwinąć taki sam muzyczny słuch – potrzeba tylko więcej samozaparcia.
Kodály i magia 9 miesięcy (przed narodzeniem… matki!)
Zoltán Kodály, węgierski kompozytor i pedagog, znany był z kontrowersyjnego – a jednocześnie celnie trafiającego w sedno – stwierdzenia, że „wychowanie muzyczne należy rozpocząć dziewięć miesięcy przed urodzeniem się matki”. Brzmi to komicznie, jednak w istocie chodzi o to, by tradycję i edukację muzyczną zaszczepiać od pokoleń. Kultura muzyczna w rodzinie zaczyna się dużo wcześniej, niż pojawi się na świecie nowe dziecko.
Na koniec: co robić?
Przede wszystkim, jeśli marzysz o grze na gitarze, fortepianie czy puzonie – nie czekaj, aż pewnego dnia obudzisz się z magicznym darem. Zacznij uczyć się dziś, jutro, pojutrze. Regularnie, systematycznie, nawet jeśli na początku wychodzi Ci to gorzej niż fałszującemu kakadu. Właśnie ta systematyczność jest najważniejsza. Krok po kroku, dzień po dniu, ćwiczenie po ćwiczeniu – tak rodzi się prawdziwy muzyk.
Podsumowując: można powiedzieć, że muzyka jest jak stolarstwo czy jakiekolwiek inne rzemiosło: wymaga zaangażowania, nakładu pracy i ciągłej praktyki. Talenty wrodzone istnieją, ale nic nie zastąpi wytrwałości i konsekwencji. Pamiętaj, że nawet jeśli nie należysz do rodziny zawodowych muzyków – jeśli tylko chcesz, możesz nadrobić wszystko solidnymi ćwiczeniami. I kto wie, może już wkrótce to Ty będziesz w tej kawiarni, a ktoś obok westchnie: „Pewnie urodził się z tym talentem…”. Ty będziesz wiedzieć swoje!
Comments